Dumam sobie ostatnio nad cenami rękodzieła. Nie chcę tutaj wchodzić w kwestie sprzedaży szarej strefy – nie o tym ma być ten tekst. Jeśli sprzedajesz, albo zamierzasz sprzedawać swoje wyroby, to ten artykuł jest dla Ciebie. Jeśli nie sprzedajesz, ale obdarowujesz bliskich swoim rękodziełem, też powinnaś go przeczytać :). O czym będzie? O nieco nieprzyjemnym temacie, który chociaż nas męczy, to jakoś rzadko go poruszamy. Dlaczego rękodzieło musi być albo za drogie, albo za tanie? Co sprawia, że niektórzy twórcy czują się artystami, a inni robiący tę samą rzecz twierdzą, że to nic wielkiego? Rękodzieło to po prostu tani armani czy forma sztuki? Dlaczego sami kopiemy pod sobą dołki?
Tym, którzy zdenerwowali się na sam widok tytułu już tłumaczę o co chodzi. Powszechnie wiadomo, że fraza „tani Armani” odnosi się do sklepów z odzieżą i dodatkami z drugiej ręki, które są tańsze niż nowe. Tym bardziej zdziwiła mnie kiedyś rozmowa przed moim stoiskiem na targach. Dwie Panie rozmawiały o moich produktach jakby mnie tam nie było. Jedna twierdziła, że może i by nawet kupiła, ale chyba woli kupić sobie biżuterię w second handzie, albo chińczyku, bo jest tańsza, a też ładna. A druga twierdziła, że może i jest tańsza, ale nie tak ładna i raczej robiona w milionie egzemplarzy, a nie jednej sztuce. I Gdyby ją było stać to wolałaby dołożyć i kupić rękodzieło. Rozmowa trwała jeszcze długo. Oczywiście włączyłam się w nią i dyskutowałyśmy o kruszcach, kamieniach, srebrach, stali, plastikach, godzinach spędzonych na projektowaniu, dobieraniu kolorów itd. Pierwsza Pani po tej rozmowie zdecydowała się jednak na zakupy u mnie, bo spodobało jej się moje podejście do pracy, i to, że tak ładnie jej wszystko wytłumaczyłam, a ona wcześniej nie miała pojęcia ile to wysiłku. Ta Pani nie kupiła u mnie samego produktu, a cały proces jego tworzenia, który przekonał ją, że ten przedmiot jest jednak więcej wart (a przecież nie zmienił wyglądu).
Ale mimo wszystko, kiedy odeszły poczułam się dziwnie. Nie zabolało mnie to, że kogoś nie stać na moją biżuterię. Ostatecznie mnie też nie stać na wakacje spędzane na Bali, ale nie obrażam się na właścicieli biur podróży ?.
To co mnie uderzyło, to fakt, że jedna z kobiet wrzuciła pracę rękodzielników, sieciówki i second handy do jednego worka – nie czując różnicy. Zaczęłam rozmawiać z innymi wystawcami na ten temat. Wielu twierdziło, że nikt już nie ceni rękodzieła, tylko pojedyncze jednostki, że jesteśmy spychani na margines sztuki itd. Jednocześnie twierdzili, że nic się z tym nie da zrobić i po prostu trzeba nie reagować, bo i tak się nie przekona. Jak to możliwe, że nikogo nie trzeba przekonywać, że obraz czy rzeźba są drogie bo kosztują dużo pracy, a inne rękodzieło to już takie tam, nie wiadomo co?
Nie obniżaj wartości swojej pracy
I tu pojawia się sedno sprawy. Nie mam zamiaru nikogo przekonywać, że bez mojego produktu jego życie będzie bez sensu. Ale wydaje mi się że popełniamy błąd nie informując o godzinach pracy spędzonych na całym procesie twórczym. Sami sobie strzelamy w kolano. Słyszałam nie raz, jak ktoś zachwalał bransoletki szydełkowe, a wystawca mówił „a nie nie, to takie tam. Proste bardzo, do zrobienia przed telewizorem”. No tak – być może i proste, ale klient nie znający się na technikach stwierdzi że skoro to takie proste to czemu u innych takie drogie? A no może dlatego, że wzór jest inny, koraliki droższe a wykończenie ze stali, do tego podatek? Tego już nie mówimy, a potem pojawia się problem, że nikt nie docenia rękodzieła i wszyscy chcą je za darmo. Nie obniżajmy wartości swojej pracy, bo moment w którym decydujemy się na handel naszymi małymi dziełami sztuki jest momentem, kiedy musimy myśleć o nich jak o biznesie, który ma przynosić dochód. A nie jak o hobby które robimy po godzinach. Nawet jeśli pracujecie nad nim wieczorami, bo w dzień robicie inne rzeczy – klient nie musi tego wiedzieć. Kupuje od Was produkt, który wytworzyłyście dzięki swojemu talentowi, zdolnościom i godzinom nauki i pracy. Nieważne, czy to bransoletka na gumce, czy sutaszowa kolia. Musicie wierzyć w swój produkt, bo jeśli wy nie wierzycie to czemu inni mieliby? Jeśli obdarowujecie swoim rękodziełem bliskich – zasada jest taka sama. Powinni wiedzieć, ze taki produkt jest wykonany ręcznie i że jest bardzo dużo wart.
Zalety i wady tutoriali
Jakiś czas temu na jednym z forum internetowych była dyskusja o tutorialach. Po co się je robi. Że nie powinno się podawać konkurencji gotowych rozwiązań na dane techniki. Każdy powinien do wszystkiego dochodzić sam. Pomyślałam wtedy – to jedna z największych bzdur jakie usłyszałam. Oczywiście, że nie podajemy wszystkich swoich rozwiązań na tacy. Tłumaczymy jednak, jak sobie poradzić z początkami i jak przejść kolejne etapy i wyrabiać swój styl, znajdywać nowa pasję. Osoba która zakocha się w danej technice już w niej zostanie i sama będzie chciała się rozwijać. Zobaczenie tutorialu to nie jest jeszcze magiczne nabycie zdolności. Nie wystarczy go obejrzeć, a moc rękodzieła spłynie w ręce i zostaniemy mistrzami kunsztu. Przecież to tak nie działa. Wzbudzamy zainteresowanie i pokazujemy jak od początku eliminować błędy. Do wykorzystania kursu czasem prowadzi długa droga, a do zrobienia podobnej jakościowo rzeczy jeszcze dłuższa.
Jakie są zatem plusy?
- skraca się czas poszukiwań
- widzimy dobrze wykonaną pracę i chcemy dążyć do perfekcji
- zauważamy różnicę pomiędzy początkową pracą kiepsko wykonaną, a tą z obrazka – wiemy, że musimy ćwiczyć
- nie sprzedajemy początkowych prac, bo wiemy że są kiepskie (a wierzcie mi bez tutorialu jak się nie ma porównania to czasem się cieszy że w ogóle coś wyszło. Pamiętam jaka byłam dumna z moich pierwszych krzywulcowych kolczyków z sutaszu)
- wiemy czego szukać i mamy już ogólne pojęcie o technice
- jeśli klienci będą zainteresowani, to mogą zobaczyć ile pracy zajmuje zrobienie jednej rzeczy, co da im lepsze pojęcie o wartości pracy, którą noszą.
Minusy?
- jeśli zbytnio polegamy na tutorialach to zapominamy o tym, że są tylko wskazówkami i mają nas zachęcić do różnych interpretacji
- niektórym osobom nie chce się szukać więcej informacji i domagają się podania gotowych rozwiązań
No i w sumie tyle. Tylko czy serio myślicie , że osoby z minusów zostaną „konkurencją”? Nie, bo jeśli nie dostaną tej „tacy z odpowiedzią” to się obrażą, albo im się odechce szukania i tworzenia. Pewnie przeniosą się na inne hobby. Tutoriale pomagają się rozwijać i dostrzegać błędy, co przekłada się na wyższą wartość rękodzieła.
Edukuj klienta. Nie obrażaj się, tylko pomóż mu zrozumieć
I teraz wychodzi ze mnie mistrzyni Zen, która nigdy się nie zdenerwowała, kiedy ktoś jej wmawiał, że produkt jest za drogi i już. Oczywiście są osoby, którym się wytłumaczy kilka kwestii, a one Ci powiedzą, że po co to w takim razie robić, skoro to nieekonomiczne i drogie i że bez sensu. Na taki komentarz nie ma dobrej kontry. Możecie wziąć oddech i życzyć miłego dnia, albo odesłać do biografii Coco Chanel. Tak czy tak, nic nie straciliście, bo to nigdy nie był Wasz klient, więc po co się denerwować i załamywać? Głowa do góry i edukujemy dalej ?. Kiedy założyłam firmę, część moich bliskich pukała się w głowę na widok cen sutaszowych kolczyków. Wtedy cierpliwie tłumaczyłam co i jak. Mówiłam ile godzin to zajmuje, jakich kamieni używam, ile czasu kosztuje wykończenie tyłu. Dopiero to sprawiło, że przestali i bardziej docenili nie tylko moją pracę, ale wartość prezentów, które ode mnie dostali, a także kupili. A przy okazji opowiadali o tym swoim znajomym – sprawiając, że więcej osób zaczynało rozumieć wartość rękodzieła.
Mam czasem takie niemiłe wrażenie, że sami siebie nie doceniamy i przez to sam handmade również pozostaje gdzieś w szarej strefie biznesowej. Nie mówię, że to jest łatwy kawałek chleba. Nie twierdzę, że każda z nas jest w stanie utrzymać rodziny i dom ze sprzedaży rękodzieła. Ale zapominamy, że to nie musi być albo wóz, albo przewóz. Można legalnie prowadzić firmę, sprzedając swoje prace i pracować na etat. Oczywiście – ma się wtedy dużo mniej czasu, ale nie zmienia to faktu, że można i jeszcze bardziej sami siebie doceniamy. Nikt nie chce kupować usług od osoby, która sama w nie nie wierzy. Jest wiecznie narzekająca i zniechęcona.
Bądź wyjątkowym punktem obsługi klienta
Wyobraźcie sobie sytuację, że chcecie kupić odkurzacz. Idziecie do sklepu, macie do wyboru sprzęt, który jest trochę drogi, ale w sumie przypada Wam do gustu. Oraz jego tańszą, mniej wypasioną wersję, którą ewentualnie możecie nabyć. Pochodzicie do punktu obsługi klienta, a tam Pani ze zrezygnowaną miną mówi: „jak Pani nie chce tego drogiego to trudno, nie mój interes, niech sobie pani znajdzie tańszy”.
Albo „no tak ten droższy jest fajniejszy. Dlaczego? No w sumie nie wiem, ale jak droższy to lepszy”.
Albo jeszcze lepiej: „Wie Pani co, ja to niby bym mogła polecić ten odkurzacz, ale wydaje mi się, …że to nic takiego. No wciąga kurz, ale każdy wciąga, no niby ładniejszy, bo czerwony, ale jak się lakier zedrze to będzie brzydko.”
Kupiłybyście? No nie sądzę ?, ale gdyby Pani podeszła i powiedziała, ze owszem odkurzacz do najtańszych nie należy, ale ma udoskonalona końcówkę, dzięki której wciąga więcej śmieci, tańsze do kupienia worki, a do tego jest idealny dla alergików, to już byście się zastanowili?
No to teraz przenieście to postrzeganie na wasze produkty. Nie bądźmy tanim Armanim. Wierzmy w swoją wyobraźnię i rękodzieło, które tworzymy. Zamiast narzekać, że ludzie nie doceniają – pokażmy im, że nasz produkt jest wyjątkowy i robiony z sercem :).
A jakie Wy macie doświadczenia? Zdarzyło się Wam powiedzieć komuś, że Wasza praca jest przecież prosta i że to nic takiego? A może macie swoje sposoby na edukowanie świata? 🙂
Pozdrawiam cieplutko ?
Justyna z GithagoArt
Specjalnie dla Was utworzyliśmy grupę zrzeszającą pasjonatów rękodzieła. Do grupy należą zarówno osoby początkujące, jak i bardziej zaawansowane, również te, które tworzą dla Was kursy. To tutaj możesz pochwalić się swoimi projektami, zapytać o radę, wyjaśnić wątpliwości odnośnie kursów, zgłosić swoje propozycje kursów, a także nawiązać nowe znajomości, z ludźmi, którzy mają takie samo hobby jak Ty :). Zapraszamy! Do grupy możesz zapisać się tutaj.
Justyna Kąkol znana także jako GithagoArt. Miłośniczka kolorowych sznurków i dobrych kamieni. Wraz ze swoim czarnym jak noc kotem tworzy tutoriale poświęcone hand made i DIY. Ciągle wpada na nowe pomysły, które najbliższe otoczenie musi znosić i przyjmować z entuzjazmem. Trochę wiedźma, trochę dziecko kwiatów. Kocham to co robię i chcę zhandmadować świat 🙂
Świetny tekst! Z jednym bym się tylko nie zgodziła mając doświadczenie w sprzedaży tysięcy tutoriali: ludzie kupują nie dlatego, że chcą sięzainspirować, 90% z nich kupuje bo chce wykonać IDENTYCZNĄ pracę, bo się podoba, bo pasuje, a nie mają takiej wyobraźni przestrzennej, techniki, aby samemu coś wymyślić lub CHCĄ WŁAŚNIE TO, a nie coś podobnego. Nic nie ujmując ich umiejętnościom, często są tutoriale dla zaawansowanych.
Bardzo mi się podoba to, co napisałaś. Wiele razy zdarzyło mi się nie kupić od rękodzielnika przez jego fatalne podejście do klienta. Naburmuszona mina w stylu jestem tu za karę, a na pytanie o cenę od razu pretensje do świata, ZUSu, US i nieuczciwej konkurencji. Ja chciałam tylko kupić, a nie wysłuchiwać życiorysu i pretensji. No i hit, gdy pan kazał mi odejść od wystawki, bo i tak nie kupię. Cham.
Ze sprzedażą internetową nie jest lepiej, ja rozumiem, że artysta, że marzyciel i wrażliwiec, ale czasami ręce opadają. Miałam ze 3 przypadki niemiłego kontaktu z rękodzielnikiem, gdzie zostałam potraktowana brzydko lub zbyta, bo tak. A ponoć z rękodzieła trudno wyżyć, klientów brak, hm.
To zniechęca i robi złą reklamę środowisku. Poszłam kupić gdzie indziej, może nawet i gorszej jakości i nie ten kolor, ale pani była tak ujmująca i pozytywna, że żal nie wziąć choć jednej rzeczy. Po prostu wielu rękodzielników, choć utalentowanych, nie nadaje się na marketingowców.
PS. Odkurzacz bym od Ciebie kupiła.
Tworzę biżuterię, może nie szałową, bardziej prostą. Jestem perfekcjonistką i często widzę coś nie tak, czego inni nie zauważają. Często obniżałam cenę swoich wyrobów, bo “może nie napracowałam się nad tym aż tak”, “może za bardzo cenię swoją godzinę pracy”, “pewnie za taką cenę nikt tego nie kupi”. Chyba nie wierzę w siebie i nie cenię swoich umiejętności. Może po przeczytaniu tego artykułu coś się zmieni i zacznę cenić to co robię i widzieć w moich rękodziełach małe dzieła sztuki 😉 Dziękuję za ten tekst.
Och…z ust mi wyjęłaś to, jak bardzo rękodzielnicy umniejszają swoją wartość- ja to robię bez przerwy, częstą z ukrywaną miną zawodu i niezdecydowania (bo z jednej strony wiem, że jak będzie ogromna cena, to nikt nie kupi, a jak mała, to ja nie zarobię). Informowanie jest jak najbardziej na plus- choć trzeba uważać, by to nie było “tłumaczenie się” lub “użalanie się”-brr . A odnośnie tutoriali- ja uwielbiam je oglądać, nawet jeśli sama z danej techniki nie będę korzystać- to daje mi niesamowitego kopa, a z drugiej strony jestem dumna z tych osób, które tak pięknie potrafią “rękodzielić”. I właśnie z tego słowa pojawiło się nowe słowo wskazujące, czym jest rękodzieło- to dzielenie się pracą naszych własnych rąk!! Dzięki Pasart i Justyno za taką kreatywność!!