W którymś z artykułów dobitnie ustaliłam, że my rękodzielnicy jesteśmy specyficzną grupą hobbystyczną. Mamy najpiękniejsze, najbardziej kolorowe hobby świata. Jednak to właśnie zajęcie wymaga od nas czasami większej ilości zakupów, czy też odpuszczenia pewnych obowiązków. Jakoś musimy to wytłumaczyć i sobie i otoczeniu. Dlatego zdarza nam uciekać się do małego przeinaczenia rzeczywistości. Dla naszego i czyjegoś dobra 🙂 Nie wiem jak to wygląda u Was, ale ja wyodrębniłam 5 kłamstw rękodzielnika, które wydają mi się najczęstsze. Porozmawiajmy o tym.
Jak wiadomo każde hobby ma wady.W wędkarstwie trzeba wstawac w nocy, w fotografii ciągle szukać nowych pomysłów i rozwiazań, a także okradać banki żeby kupić obiektyw. Aby być mistrzem w szybkim czytaniu też trzeba poświęcić ogrom czasu na naukę. Tak nasze hobby też ma swoje przywary. Portfel bardzo często cierpi, kończą się skrytki w domu, gdzie chowamy nasze skarby przed wścibskim okiem domowników, którzy mogli by zapytać „po co Ci nowe koraliki? Masz ich przecież tyle?” A nowości w sklepie przybywa i nie ma rady na to, że ciągle chcemy więcej. Przecież ciągle mamy wszystkiego za mało. A to zabrakło odcienia koralików toho, a to kolor chwosta nie pasuje do kolczyków, brakuje odpowiedniej nici, albo mamy ochotę na zupełnie nową kolekcję labadorytów. A właściwie to od dawna na półce leży szydełko i może warto by w końcu dokupić mu włóczkę? Niech sobie poleżą razem? Uśmiechasz się teraz pod nosem? Tak ja też. Parskam też śmiechem, bo piszę te słowa, a w zakładce obok mam otwartą stronę pasartu i obserwuję nowości. Nie nie – nic nie chcę kupić, tak tylko patrzę ?
Znowu uśmiecham się pod nosem. Znacie takie powiedzenie „matkę oszukasz, ojca oszukasz, ale siebie nie dasz rady?” Postuluję małą zmianę na „matkę oszukasz, ojca oszukasz, ale buduj skrytki pod podłogą, bo choćbyś próbował z zakupów koralikowych nie zrezygnujesz”
Tak kochani. Otwierając stronę sklepu „żeby tylko zerknąć” rozpoczynamy samo spełniające się proroctwo. A proroctwo to głosi „Twój koszyk zapełni się, bo Twoja supermoc to hand made, nie walcz z nią, bo natury oszukać nie możesz Ty”. Gdybym była Yodą, to zabrzmiało by to bardziej w stylu jedi (są tu jacyś fani gwiezdnych wojen?) Nie mam co prawda włosów w uszach jak Yoda, ani zielonej skóry. Ale w temacie zakupów i walki wewnętrznej możecie mi uwierzyć – na 10 walk, macie szanse wygrać maksymalnie dwie i to tylko i wyłącznie wtedy, kiedy bank nie udzieli Wam kredytu, ktoś z domowników uprowadzi Wam kartę, albo konto będzie totalnie puste beż możliwości debetu. Dzięki grupie pasart poznałam sporo nowych rękodzielniczek. Czasem dyskutujemy sobie o tym i o owym. O zakupach, nowych pomysłach i o tym, że nie każdy nas rozumie. Bo jak wytłumaczyć mężowi, że zabrakło mi paczki toho, więc złożyło się zamówienie na 100 zł, bo wtedy wysyłka jest darmowa? Albo jak wyjaśnić, że owszem, może i koraliki znajdują się obecnie w każdym możliwym kącie mieszkania, ale akurat „takich jeszcze nie mam”.
Dlatego czasem lepiej nie mówić nic. Albo – no właśnie podejmować próby odwoływania się do resztek naszego rozsądku. Jednak ja zaczęłam się łapać na małych kłamstewkach i po kilku konsultacjach z ulgą odetchnęłam, że nie tylko ja ?
Dlatego postanowiłam napisać o 5 najczęstszych kłamstwach rękodzielnika ? Usiądźcie teraz i zastanówcie się ile z nich dotyczy Was ?
1.Nie potrzebuję tego.
Tak jasne – zupełnie nie potrzebuję. Tak tylko śni mi się po nocach, ślinię się do komputera i dodaję i usuwam to z koszyka. Wyobraźcie sobie taką scenkę. Istne kuszenie sąsiadki:
-Chcesz mi oddać włóczki po babci? A no wiesz właściwie, to nie potrzebuję tego, bo nie umiem dziergać i nie mam szydełek? Oooo dorzucisz szydełka i gazety z wzorami? Nie, nie. Nie potrzebuję tego – za dużo mam.
Albo inna:
-Kochanie zupełnie niespodziewanie wygrałem 2000 zł w totka. Pomyślałem, że połowę damy na Twoje koraliki co Ty na to?
– Ah no wiesz zupełnie tego nie potrzebuję, kupmy lepiej sokowirówkę.
Ok brzmi zbyt abstrakcyjnie? To może prościej. Sytuacja z życia.
Otwieracie sobie internety a tu bum: „kochani mamy dla Was rabat 60%”. Na co Wy z impetem zamykacie stronę i mówicie „e tam. Nie potrzebuję tego”.
Koń by się uśmiał ? Zazwyczaj, kiedy używam pierwszego kłamstwa to drży mi powieka i uruchamia mi się nerwowy śmieszek. Wiem, że nikt przy zdrowych zmysłach by mi nie uwierzył więc skąd pomysł że ja sama dam się przekonać na „nie potrzebuję tego?” Używacie tego kłamstwa?
Oczywiście okłamywanie siebie to jedno, ale wszystkie wymienione przeze mnie kłamstewka odnoszą się też do małego ściemniania innym ? Nie sądzę żeby ktokolwiek nam uwierzył,ale próbować zawsze można. Szczególnie dla własnego i czyjegoś dobra
2. Tylko zajrzę nic nie kupię.
Mhm. Jasne. To tak jakby powiedzieć, że tylko wejdę do cukierni i powącham. Albo, że tylko odkręcę nutellę ale jej nie zjem. Kiedy odpalamy stronę z koralikami, to jest tylko jeden sposób żeby nic nie kupić – nic nie wpisać i od razu ją zamknąć. Bo moment w którym sobie „zaglądamy” jest momentem kiedy już wiemy czego nam brakuje i co byśmy chcieli. A przy okazji możemy dodać sobie coś do koszyka „na następne zamówienie” a wieczorem stwierdzić, że skoro już w tym koszyku jest, to trzeba to zrealizować 😀
I nagle z naszego tylko zajrzę nic nie kupię robi się „ojeju jak to się stało?” Czy też zdarza Wam się to kłamstewko?
To kłamstwo działa także w momencie kiedy za naszymi plecami pojawia się zaciekawiony domownik. Taki, który dzieli z nami finanse i z zatroskaniem widzi po raz 10 w tym miesiącu znajoma stronę. Zanim zdąży wyrazić swoje obawy o to czy do końca miesiąca będzie musiał się żywić chlebem z solą (bo masło drogie) to rzxucamy nasze proste „nic nie kupię” i od razu człowiekowi lżej na sercu, duszy i żołądku.
3. To już moja ostatnia technika.
Właściwie punkt trzeci jest moim ulubionym kłamstwem. Bo za każdym razem na prawde wierzę w to, że już nie ma technik które mogłabym super świetnie opanować bez ogromnego warsztatu i ogromu nakładu finansowego. Oglądaliście serial Jak poznałem Waszą matkę? W jednym z odcinków było pokazane co się dzieje kiedy któryś z bohaterów powie, że już nigdy się nie upije. Wszyscy wtedy wybuchali śmiechem, bo wiedzieli że ten wspomniany moment nastąpi szybciutko. Tak też reaguje mój tata jak z zapałem opowiadam mu o czymś nowym co odkryłam i czym w aktualnym momencie się ekscytuję. Zawsze mówię, że to jest moja ostatnia technika, bo już nie mam czasu na więcej. Że to wszystko jest drogie i że już serio, serio nic nowego nie szukam. A potem następuje taka chwila jak kilka tygodni temu, kiedy to zadzwoniłam do mojego taty i rzekłam:
-tatooooo
T : o nie…
J: no co?
T: no już słyszę, że coś wymyśliłaś
J: nie nie
T: no..?
J: a powiedz mi czy ty masz jeszcze piłę stołową, albo tarczową i czym to się różni? I szlifierkę?
T…..???
J: Tato? Tato jesteś tam?
T: zastanawiam się czy cię okłamać, czy ją na szybko sprzedać, czy pozwolić Ci obciąć sobie palce
J: ooooo czyli masz. To super. Jak przyjadę to obczaję
Takich rozmów odbyliśmy już ogrom i on zawsze wie, że kiedy mówię że o moja ostania technika, to zaraz pojawi się coś co tą ostatnią przyćmi. Także jak widzicie to kłamstwo jest chyba najbardziej abstrakcyjne i przeczy prawom fizyki. Niemniej kiedy właśnie zainwestowaliśmy pół wypłaty w nowy pomysł rękodzielniczy może warto uspokoić skołatane serce swoje i bliskich, ze to już ostatnia technika i taki wydatków już nie będzie. Ewentualnie można sobie skrzyżować pakce na plecach lub szeptem dodać „przez jakiś czas” ?
4. Nowości w sklepie? Nie interesuje mnie to.
Kiedy ktoś informuje mnie o nowościach w sklepach odzieżowych mogę ewentualnie zerknąć, ale właściwie bez przekonania. Natomiast jeśli chodzi o rękodzieło. No cóż. Kiedy dowiedziałam się, ze pasart ma włóczki to napadł mnie powrót choroby dziewiarskiej. Kocham patrzeć na włóczki, kocham je mieć ale nigdy ich za specjalnie nie wykorzystywałam. Natomiast powiedzmy sobie szczerze słowo „nowość” w ulubionym sklepie koralikowym oznacza dokładnie to samo co „zakupy”. Oczywiście, że mózg próbuje przywoływać nas do porządku. Wysyła komunikaty w stylu „masz tego dużo, wykorzystaj to”, „to nie jest najlepszy moment” Ale ciężko go słuchać, kiedy na ekranie pokazuje się kusząca treść. To kłamstwo jest trochę podobne do nr 2 z tym że trochę trudniej je sobie wytłumaczyć.
Raczej nie używamy go na innych, bo mało kto jest w stanie ogarnąć nasz przydasiowy grajdołek. Dla reszty rodziny to jedna wielka hand madowa góra, która się niemoralnie powiększa.
5. Mam ogrom wolnego czasu
Pranie się piętrzy, obiad nie ugotowany, zaległa praca woła nas z kąta, przyjaciele dzwonią że nie widzieli Cię od miesięcy i właściwie wiesz, że powinnaś nadrobić zaległości. Ale zamiast tego robisz kawę i myślisz „to wszystko nie zając – nie ucieknie”. Wiesz, że nie masz wolnego czasu, ale nie masz siły ani ochopty zabrać się za obowiązki. To chyba najmilsze ze wszystklch kłamstw, bo wiem po sobie, że jeśli sama się troszkę nie oszukam to będę siedzieć nad pracą godzinami i nie będzie żadnych efektów, bo myślami będę gdzie indziej. Czasem wystarczy godzinka relaksu z hand made i od razu wszystko lepiej się ogarnia. Ale Ci który cierpią trochę na syndrom „musze zrobić najpierw wszystko, a potem dopiero oddać się pasji” muszą troszkę oszukać swój mózg.
Bardzo lubię używać tego kłamstewka (wstyd się przyznać co?) na wszystkie teksty w stylu „Chciałabym mieć tyle czasu co ty”, „masz na to czas?” „kiedy ty to wszystko robisz?”, ”nie dziwię się, że jesteś taka chuda- pewnie nie gotujesz i nie jesz” itd. ? Faktycznie zdarza mi się zarwać nocki, ale szczerze komu się nie zdarza? Niektórzy oglądają do rana całe sezony seriali. U mnie też te seriale lecą jako dodatek ale nie są elementem przewodnim takiego nie spania. Tworzenie wymaga czasem powiedzenia sobie i nnym, że czas jest z gumy i tego wolnego ma się tak dużo bo się rozciąga ?
Przytoczone wyżej kłamstewka są oczywiście z lekkim przymknięciem oka. Ciekawa jestem jakich Wy używacie? Czy raczej dajecie się zawsze ponieść pokusom ??
Pozdrawiam Was gorąco
(kłamczucha) Justyna
Specjalnie dla Was utworzyliśmy grupę zrzeszającą pasjonatów rękodzieła. Do grupy należą zarówno osoby początkujące, jak i bardziej zaawansowane, również te, które tworzą dla Was kursy. To tutaj możesz pochwalić się swoimi projektami, zapytać o radę, wyjaśnić wątpliwości odnośnie kursów, zgłosić swoje propozycje kursów, a także nawiązać nowe znajomości, z ludźmi, którzy mają takie samo hobby jak Ty :). Zapraszamy! Do grupy możesz zapisać się tutaj.
Justyna Kąkol znana także jako GithagoArt. Miłośniczka kolorowych sznurków i dobrych kamieni. Wraz ze swoim czarnym jak noc kotem tworzy tutoriale poświęcone hand made i DIY. Ciągle wpada na nowe pomysły, które najbliższe otoczenie musi znosić i przyjmować z entuzjazmem. Trochę wiedźma, trochę dziecko kwiatów. Kocham to co robię i chcę zhandmadować świat 🙂
“Dokupię tylko do darmowej wysyłki i to definitywnie koniec”… he he, a potem jeszcze to i jeszcze tamto.. i właściwie to przyda się…… ehhhh. Neverending story!
Mój nr 1 to dokładanie do koszyka tylko po to, żeby była darmowa przesyłka (nawet w Pasarcia, choć mogę podjechać i odebraś osobiście 😉 )
Nr 2 – kupię teraz bo “PRZYDASIE”, a przecież teraz jest rabat, promocja, mam kupon etc.
Nr 3 i najgorszy… nie mam kasy, ale zapłacę kartą, spłacę ją później… grrrh…
No i jak żyć?!
hehehehe 😉
fajny artykuł i jeszcze lepsze fotki 🙂 z życia… nie tylko rękodzielnika 🙂
Historyjka w temacie…z wczoraj
Pokazuję koleżance1 w pracy perły stopniowane, supełkowane jedwabną nicią itd, które właśnie wykonałam na prezent “dlakogośtam”…na tą scenkę wchodzi koleżanka2, z którą często wymieniamy się uwagami o nowych stronach z poradami, też “pracowita świruska”.
K.1 tłumaczy cytuję…ja nie wiedziałam, ze Asia to takie rzeczy potrafi, a na to K.2 a co robi ?!?… w tym tygodniu… i w śmiech, a ja za nią 😉
A tak serio, żeby nie dać się zwariować prowadzę “zeszycik pływów”, czyli odpływów i przypływów, z założeniem że kwota inwestycji powinna się wahać w określonej granicy +/- 200 zł….oczywiście wokół tego co byłam w stanie wydać na NIEZBĘDNE materiały (czyli 5 tys oszczędności na wakacje marzeń).
Teraz co jakiś czas coś muszę pod dyktando zrobić i sprzedać, żeby bilans się wyrównywał.
Największego bziuma mam jak widzę kamienie…od razu “odczuwam ich działanie” 🙂 A jak dotknę i coś powstanie to trudno się rozstać…dodam jeszcze, że noszę mało biżu… po prostu lubię pracę i ten etap tworzenia…to jak perpetuum mobile :-/
Od miesiąca wstrzymywałam się z zamówieniami, bo odkładałam na palnik…gdzieś w tyle głowy kołacze mi myśl…że te plastry agatów to najlepiej by było oprawić w miedź lub srebro i oglądnęłam już dziesiątki filmów o lutowaniu itd… i odkładałam, ale mi nerw puścił…poooooszłyyyyy cztery zamówienia…oczywiście w Paśku dwa, bo jeszcze malinowe fasetowane kulki…no przecież…
Kiedyś miałam antidotum…przychodziła wiosna -wyruszałam w ogród…teraz dramat bo zima…
I jak tak dalej będzie to po pracy-tej dla zysku, spędzę czas w ogrodzie do 20:00, a potem nad stołem z biżuterią…
Ja się pytam…czy to jest normalne?
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za filmiki (Justynka- doskonałe prowadzenie, baaaardzo naturalne, no i ten kiciuś “supermen”)
Oglądam wszystko, nie kupuję włóczki…
o nie …
nie w tym tygodniu 😉
Uśmiałam się do łez… Jakbym czytała autobiografię… 😀 Pozdrawiam serdecznie!
Z przyjemnością poczytałem,pośmiałam się i już mi lepiej,teraz dotarło do mnie ,że u innych zapalonych handmadowców jest tak samo?
Pozostawiam same ciepłe myśli?
Rozmowa telefoniczna z tatą mnie rozwaliła;) Mnie potrzebny był palnik;)
Justyna?? czemu siedzisz w mojej głowie? aaa? 😉
Moje Kotełki również patrzą z politowaniem 🙂